Szczerze mówiąc nie liczę, raz pamiętam, że liczyłem nawet nie wiem ile tam tego wyszło.
Bazuję na porównaniu z dietą masową, czyli np: na masie rano jadłem 120g owsa to teraz połowę tego jem, ewentualnie jeżeli wiem, że jakiś cięższy dzień to 80g. W ciągu dnia zamiast np: 4 kawałków chleba razowe z słonecznikiem jem 2 kawałki. Ryż na masie jadłem 100g przed treningiem tylko, czasami więcej i do tego jeszcze batonik czasami szedł np: przed cięższymi nogami, teraz jem 50gr przed i po czyli wystarcza mi jedna paka, na masie szły 3/dzień. Pod koniec dnia zaniżam węgle, staram się wieczorem nie jeść ich za dużo, np: jem 50g owsianych z mlekiem, ale też nie za dużo go, tak żeby je zalać.
Ostatni posiłek bez żadnych węglowodanów i ostatnio zauważyłem, że waga szybciej leci jak wywalam oliwe z oliwek na noc, może metabolzim szybciej działa.
Słodycze obciąłem zaraz na początku, czyli już na starcie mogło odejść coś koło 300 kcal.
Patrzę na wagę i obserwuję, jutro muszę się zważyć zobaczymy czy coś spadło, bo od dobrych paru dni nie sprawdzałem, a czuję że może być dobrze.
Patrze w lustro i oceniam, staram się w miare na treningu obciążać mięśnie, żeby za bardzo z nich nie leciało, ale wiadomo, że spadki są nieuniknione. Głównie problem jest taki, że odpuściłem ćwiczenia ciężkie tzn. siady nie robię dużym złomem, nie robię teraz mc ani wiosła co przedtem dawało mi najlepsze rezulaty. Plusy są takie, że pojawia się głód w tych ćwiczenaich i na masie mam zamiar to wykorzystać.
Teraz skupiam się na zgubieniu wagi i chce przez jakiś czas poddać ciało niskiej ilości kcal, żeby potem mialo swoistego boosta na masie.
Zrobiłem wczoraj trening FBW A i brzuch lekko dosyć. Trochę lipe odwaliłem bo trening w stosunku do posiłku przed treningowego za późno.
Praktyki mam teraz na 7-15 i dla mnie to słaba opcja bo licząc z dojazdem muszę wstać o 5.30 rano, czyli regeneracja z dupy codziennie chyba, że bym chodził o tej 22.30 spać a dla mnie to nie mozliwe praktycznie.
Chciałem dzisiaj iść na rower, ale mnie tak pyty bolały od stania przez te pare godzin, jeszcze lekko podmęczone wczorajszymi wykrokami, że odpuściłem.
1.m.r. świetny, dawki na początku starczało 0,5 - 3/4 miarki, pod koniec max brałem 1,25 miarki i działało bardzo dobrze. 1,5 miarki mi osobiście powodowało crash'a za dużo.
W smaku kozack, podobny jak guma orbit o smaku arbuza tylko troche bardziej chemiczny, rozposzuczalność w szklance lepsza niż nowy Dorian.
Zważając na to, że jadę bez żadnych supli, sama dieta która nie oszukując się jest średnia jest w miare ok, coś tam widać, ale przedemną jeszcze duuużoo roboty.
Muszę wziąć się za rower, bo aero żadnego nie kręcę. Jutro pojadę i jescze opony postaram się napompować na stacji.