no to od początku ;)
16 maja 2013 zaczęłam brać Dymatize Dyma-Burn Xtreme (wersja najprawdopodobniej bez johimbiny - choć w opisie w sklepie internetowym była, na opakowaniu jej w skałdzie nie ma). początkowa dawka to po jednej kapsułce 2 razy dziennie. trening obejmował 45 minut na rowerku stacjonarnym, jazda tempem 45-50km/h. nie odczuwałam spalacza kompletnie, poza lekkim kopem energii.
21 maja zwiększyłam dawkę do zalecanej przez producenta. wzięłam rano 2 kapsułki, po południu również 2. wieczorem dostałam mdłości, które przeszły po kilku godzinach. tego dnia musiałam wziąć tabletkę przeciwbólową (noszę aparat na zęby i czasem bez tabletek ani rusz), więc myślałam, że to wynik "pomieszania", pomimo, że spalacz wzięłam ok 3h wcześniej. kolejnego dnia rano również wzięłam dwie kapsułki DymaBurn - niestety po 2 minutach musiałam zejść z rowerka - znów dostałam silnych mdłości, myślałam, że zemdleję i musiałam się położyć. przerwałam totalnie stosowanie spalacza, jednak objawy utrzymywały się jeszcze 3 dni. temperatura była w normie, ale zdarzało się, że było mi słabo i oblewały mnie poty. mdłości w trzecim dniu zwalczyłam Aviomarinem. choć było blisko, nie zwymiotowałam ani razu (a żałuję, bo może szybciej by się to skończyło). po tych 3 dniach wszystko wróciło właściwie do normy.
27 maja znów zaczęłam brać Dyma Burn - po 1 kapsułce 2 razy dziennie. nie czuję żadnego pobudzenia, żadnego kopa. czuję się tak samo, jakbym nic nie brała, tylko jestem mniej śpiąca, niż zazwyczaj - czyli efekt podobny do pierwszych dni ze spalaczem. nie wróciłam jeszcze do jazdy na rowerku - mam nadzieję, że to kwestia czasu. ostatnio aplikowałam w pracy o lepszy kontrakt, musiałam być dostępna na każdy telefon - wolałam nie eksperymentować ze spalaczem, starałam się jak najwięcej relaksować, od mojej kondycji niestety ten kontrakt zależał. kontrakt dziś dostałam, więc mam szansę znów przeorganizować życie tak, by wrócić do treningów i całego tego odchudzania.
wracając do spalacza: ćwiczyłam rano na czczo i tak też brałam spalacz. śniadanie ok 30 minut po ćwiczeniach. potem kapsułka przed pracą - ok 14:00 - 15:00. taki system utrzymuję też obecnie - z tym, że biorę pierwszą kapsułkę bezpośrednio przed śniadaniem, drugą trochę po obiedzie.
jeśli chodzi o inne spalacze, brałam kiedyś VPX Redline w płynie (wersja dość stara, bo to było w 2008 albo 2009 roku) - nie było takich żołądkowych rewelacji (o mdłości przyprawiał mnie jedynie ten smak - gdy go sobie przypominam, czuję obrzydzenie do dziś), kop energetyczny był (potrafiłam spędzić 180 minut na rowerku dziennie bez zmęczenia - ah te czasy studiów zaocznych i multum czasu dla siebie....), waga poleciała w dół o jakieś 11-12kg, czyli osiągnęłam wtedy swój wagowy cel. wyjazd na stałe za granicę spieprzył efekty i tak jestem 20kg cięższa po 4 latach na emigracji (swoje zrobiła też walka o jakąś pozycję zawodową, kilka stresujących miejsc pracy i "szybka" dieta).
i teraz pytania...
czy branie takich kapsułek na pusty żołądek może być winowajcą mojego samopoczucia przy zwiększonej dawce? czy to są objawy, które powinnam uznać za powód do przerwania brania suplementu? czy to może być efekt nadmiaru kofeiny w 2 kapsułkach (na codzień nie piję kawy, jedynie RedBull, jedna puszka na tydzień lub dwa w momencie, kiedy muszę się obudzić)? i czy w ogóle branie połowy dawki ma sens?...
z góry dzięki za odpowiedzi :)
**
jeśli chodzi o tryb życia:
jem 3-4 razy dziennie dzień zaczynam węglowodanami, kończę białkiem.
wzrost ok 160cm, w chwili obecnej waga 70,4kg (początkową była 74,5kg - z czego kilogram uleciał podczas brania spalacza).
na tą chwilę ćwiczeń brak, ale jak wyżej wskazałam, planuję do tego wrócić jak najszybciej - ostatnio dostałam w spadku 2 hantle po 1,5kg, może z nich też podczas jazdy zrobię użytek.
praca fizyczna - po kilka godzin dziennie (od 4 do 8h 5 razy w tygodniu) chodzę, dźwigam, schylam się średnio co 2-5 minut (a raczej kucam :D nie jest fajnie wypinać tyłek do klientów... taki "squat challenge" w pakiecie zawodowym).