Nie wiem ile osób może pochwalić się dłuższym pobytem za granicą przed/w trakcie studiów. Powiem Ci to jak wygląda jako praktyk, a nie jako teoretyk jak niektórzy powyżej.
Sam spędziłem prawie rok (dokładnie 11 miesięcy) w trakcie studiów za granicą, zrobiłem sobie "przerwę".
Prawda jest taka, że możesz zapomnieć o zarobieniu niewiadomo jakiej niebotycznej kwoty, bo jak nie masz niczego poustawianego to będziesz miał kapę. Znalezienie pracy z odpowiednią liczbą godzin i za odpowiednią stawkę wymaga nie lada trudu. To nie to co kiedyś, jak w 2005 roku. Nie wiem też za bardzo jakie umiejętności posiadasz, ale obstawiam, że na pracę biurową nie celujesz (chyba, że posiadasz jakieś umiejętności o których nie wiem).
To jest raz. Dwa - nawet jeśli znajdziesz pracę to zaciśnięcie pasa na rok, aby odłożyć każdy grosik i żyć na granicy wymaga nie lada poświęcenia. Bardzo wątpię, że będzie ci się chciało, bo jest to bardzo męczące i wymaga samodyscypliny. Prędzej czy później zgadasz się z jakimiś polakami i będziesz w weekendy balował i kirał gorzałkę. Jak nie z polakami to z brytyjczykami jak cię polubią i będziesz miał na tyle dobry angielski.
Trzy - taki roczny pobyt bardzo odmóżdża człowieka i powrót do nauki jest niezwykle trudny. Wierz mi, przerabiałem to. Nie to samo skupienie i koncentracja co kiedyś, zwłaszcza jak za tym nie idzie gratyfikacja finansowa. Plusem jest to, że jak jesteś dobry to na maksa podszkolisz język (np. ja zaciągam mocno z akcentem z okolic w których byłem przez ten czas co np. u mnie w pracy mocno ludzie wychwytują), zdobędziesz jakieś doświadczenie, przywieziesz jakąś kasę.
Ja swojego wyjazdu nie żałuję, ale tylko dlatego, że otworzył mi drzwi do innych rzeczy jak wróciłem do PL.