Strona 8 z 8 PierwszyPierwszy ... 678
Pokaż wyniki od 71 do 80 z 80

Temat: Przerywając stagnacje

  1. #71
    Doświadczony Osiągnięcia:
    Trzech znajomychWeteranTagger First Class10000 punktów doświadczenia
    Avatar Budrys
    Dołączył
    02-01-09
    Skąd
    południe Polski
    Wiek
    34
    Postów
    777
    SOG
    54
    Otrzymał : 80 SOGi w 48 postach

    Domyślnie

    Ten dziennik, ten raport dotykałby spraw zbyt prywatnych, a relewantnych dla treningu. Więc opisywać musiałbym rzeczy zbyt osobiste a całkowicie rzutujące na dzisiejsze trenowanie. Więc można albo trening uwolnić, tak w ogóle na stałe, od wszelkich prywatnych spraw, i traktować jako zawodowstwo, albo odrzucić dziennik od trenowania, i trenować już bez niego. Bo balansowanie między tymi dwoma kończy się deficytem tego co potrzebne w raporcie albo nadwyżką rzeczy okołotreningowych, które dotyczą spraw życia sensu stricto.

    Postanowiłem napisać ten cieżar na nowo. Jaki ciężar? Przenoszenia sztangielki nad głową. Teraz to 2 kilo gryfu plus 4 x 4.8 i 4x3.7.
    Przez pierwsze dwie godziny ćwiczyłem dwie pierwsze grupy mięśniowe. Robiąc po 8 serii przynajmniej, ze względu na przyjemność. 3 godzina to tricepsy, i jeszcze pół na przedramiona. Na tym zakończę raportowanie, może wspominając jeszcze, że ctrulina z argininą przed treningiem, a 2 amoki w czasie razem, są też dobrym rozwiązaniem. Reszta nie ma sensu bez nieujawniania szczegółów życia ;) Wpadło mi do głowy, by wiele razy w ciągu dnia się rozciągać. W końcu to ta sylwetka na treningu jest składową uzależnienia. I dać sobie zezwolenie na do 4 godzin treningu ;) W dni przed wyjazdem do pracy jeść dodatkowo garstkę orzechów włoskich i garstkę nerkowca. Zachować wypijanie tych 4 jajek po przybyciu na miejsce. Czasem odpuścić jeden trening, jeśli jest się w ciągu okraszonym stałymi dojazdami do pracy. I tak dalej i tak dalej :)
    Tschüs ;)
    Odpowiedź z Cytatem Odpowiedź z Cytatem Podziel się na Facebook

  2. #72
    neverending science experiment Moderator #Doping Osiągnięcia:
    Trzech znajomychOverdriveStworzenie albumu zdjęć50000 punktów doświadczeniaTagger First Class
    Nagrody:
    Master Tagger
    Avatar fallenursus
    Dołączył
    11-03-09
    Skąd
    Montreal
    Wiek
    50
    Postów
    12,149
    SOG
    1,873
    Otrzymał : 3,153 SOGi w 2,487 postach

    Domyślnie

    wez se kurla kup cos porzadnego a nie amino i kreatyne :)
    [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]

    welcome back
    we fight like siblings
    but we fuck like champions


    [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
    [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]

    warto dolaczyc!
    Trenbolone abuser.
    Public Enemy #1
    Odpowiedź z Cytatem Odpowiedź z Cytatem Podziel się na Facebook

  3. #73
    Doświadczony Osiągnięcia:
    Trzech znajomychWeteranTagger First Class10000 punktów doświadczenia
    Avatar Budrys
    Dołączył
    02-01-09
    Skąd
    południe Polski
    Wiek
    34
    Postów
    777
    SOG
    54
    Otrzymał : 80 SOGi w 48 postach

    Domyślnie

    Miło Cię widzieć, stary. Zapoznam się z ofertą sklepu, ale nie ukrywam, że swoje zaufanie lokuję w produktach z BioTech USA. Na Węgrzech mają punkt dystrybucyjny na Europę.

    Nie zapytam co u Ciebie (◕‿-) bo mimo że wróciłem na forum to jestem na nim bardzo rzadko. Nie byłoby sensu rozpoczynać pogawędki podzielonej na tygodniowe pauzy w odpowiedzi. Zapytam za to na ile z sentymentu tu zaglądnąłeś ;D
    Odpowiedź z Cytatem Odpowiedź z Cytatem Podziel się na Facebook

  4. #74
    Doświadczony Osiągnięcia:
    Trzech znajomychWeteranTagger First Class10000 punktów doświadczenia
    Avatar Budrys
    Dołączył
    02-01-09
    Skąd
    południe Polski
    Wiek
    34
    Postów
    777
    SOG
    54
    Otrzymał : 80 SOGi w 48 postach

    Domyślnie

    Ach przypomniałem sobie! Co tak bardzo chciałem ostatnio napisać. Dwie garstki orzechów, trzy, jeśli dodać pestki dyni. Z tym że garstki. I jedzie się lepiej. Ale zapomniałem o dwóch porcjach płatków owsianych, czy jakichś innych, najdroższych. Dwa razy rano z mlekiem, w dwa wolne od pracy i treningów dni. Niechże zamiatają jelita. A skoro sobie przypomniałem, to...

    To czemu i nie napisać o nowościach jeszcze nowszych? Takich dzisiejszych. A mianowicie, jak to często bywa, improwizując, ale intuicyjnie, pozmieniałem kombinacje treningowe. Zaraz tu wkleję.

    System B: Grzbiet haki kaptury ramienne
    Klatka triceps bicepsy barki


    System C: Grzbiet haki kaptury barki
    Klatka bicepsy triceps ramienne


    System A: Grzbiet klatka triceps haki
    Barki kaptury bicepsy ramienne

    Zacząłem od B, bo to na niego teraz przeszedłem, uznawszy, że dwa miesiące już pełne minęły, od kombinacji A. Wszystkie mają swe plusy i minusy. Raczej szanse. Potencjał. W każdym razie jakiś priorytet. I tak np. w systemie B. bicepsy należy wyizolować na każdym niemal treningu, czyniąc tym bardzo technicznym owy trening, bo antagonistyczny był/będzie bardzo siłowy na rękę. Dziś tak ćwiczyłem, celowo chciałem i cel osiągnąłem - wymęczyć przedramiona, moje haki mięsa, które niegdyś takie użylone, wyseparowane wręcz, a obecnie tylko grube. Masywne. Jak bochny chleba. Ale one zasługują na coś więcej. Uwielbiam je. Uwielbiam przedramiona. Dlatego chcę im dać nomen omen w kość. W takim dniu gdzie prócz nich są jeszcze kaptury i grzbiet (w obu przypadkach stosuję bardzo duże ciężary) muszę mieć żelazny chwyt. A to pośrednio na nie działa! Jeszcze w dodatku mięśnie ramienne, które ściśle współpracują z przedramiennymi. Po prostu wow i szok. Ale prawdziwe wow powiedziałem przy ćwiczeniu, które nazwałem różdżkowaniem. Bo byłem przygotowany, że to kicz, marnowanie stawów nadgarstkowych, zwykle wykręcanie ich. Tymczasem dochodzenie z dwoma gryfami hantli do poziomej linii, w czym niezmiernie pomaga lustro, daje uczucie puchnięcia i wykorzystywania mięśni, które dotąd smacznie zawsze spały. Wielki, wielki plus dla siebie za to ćwiczenie. Ale też fakt, że nie było ono robione na nieprzygotowaną rękę. Bo wpierw zrobiłem ramienne. Jednorącz w odchyleniu tułowia siedząc i stojąc. Poszło tak dobrze, że pierwszy w życiu raz czułem skurcze mięśni, które usytuowane są pod bicepsami. Oczywiście na końcu treningu, co nie przeszkodziło mi dokończyć grzbietu. Przed grzbietem były kaptury. Dzięki takiej konfiguracji po raz pierwszy od dawna na martwy ciąg dawałem rady się podnieść do pionu do 6-8 razy. Na czym też mi zależało, i nie było wynikiem przypadku. Teraz warto powiedzieć o tych nowościach. Mianowicie dorzuciłem taurynę. 1000 mg. Red Bull ma jej (z moich wyliczeń) 32 mg. razy 13, bo o tyle w sobie więcej jej ma w porównaniu z kofeiną. Której jest, jak podaje skład 32 mg. na 100 ml. I stanowi to 0,03% składu a tauryny jest 0,4%. Daje to tam powiedzmy 400 mg. Ale mniejsza o szajs red bulla. Chodzi o porównanie. Tak więc tauryna, kofeina, cytrulina, arginina, guarana, lepiej powiedzieć jak to łączyć. A no nie wiem jak, wiem jak to działa na mnie. Mianowicie wolę uważać i zachowywać w ich wypijaniu przerwy liczone kilkoma seriami. Chciałem tego, pragnąłem i cel osiągnąłem. Czy coś z tego będzie? Czy dobre ćwiczę? Czy inne warunki będą na plus? Nie wiem, ale opisywanie tego to też złodziejstwo czasu, a ja wprost kocham "Lalkę" z '78 roku, którą teraz oglądam od końca :) Tylko 20 minut, bo resztę trzeba było trenować. Teraz pisać, potem gotować. Co mogę jeszcze powiedzieć? Banan przed treningiem, banan po. Teraz łosoś i ...ziemniaki? Bułki? Wrapsy? Ryż? Byle nie kuskus, bo jadłem go w pracy. Potem stek. Naprawiałem przedwczoraj rower, z trzech zrobiłem jeden. Poprzedni po dwóch miesiącach ponad dał za wygraną. To oznacza, że więcej czasu będę wymagał na jazdę, bo nie dowierzam swoim talentom mechanika. A to dobrze, że jest ten temat, bo ciągle myślę na ile może mi przeszkodzić w budowaniu masy to kolarstwo. Ile razy można w tygodniu zdrowo się wysilać? 5? Bo tyle stale to robię. Czy to wszystko nie pójdzie psu w dupę? Ale czy to moje zmartwienie? NIE. Ja nie mam takich problemów. Robię swoje czy to gdy jestem w sklepie, czy w łóżku, czy na treningu. Chciałem się rozpisać, komuś to powiedzieć, ale nie było kiedy. Otóż ja żyję. Ze świecą, chyba tylko na wojnie, szukać drugiego takiego, co stracił dwóch najlepszych przyjaciół. Na śmierć. A ja żyję. Chcę dać wykrzyknik. Prosperuję! Mergim także trenował, miał wspaniałe ramiona z okrutnym skorpionem. Szymon chciał. A i tak był lepszy w wielu ode mnie kwestiach. Choćby w nartach lub odwadze. Trochę wariackiej, trochę nieświadomej. Może zamroczonej. Czasem śnią mi się na zmianę. Płakać mi się chce, że mogłem Mergimowi pomóc, kiedy był jeszcze w więzieniu. To był naprawdę mój pierwszy najlepszy przyjaciel. I co? ... Nie wiem co powiedzieć.

    Co jeszcze na treningu się działo, powiedzmy że miałem porównanie: trenować z adrenaliną i bez niej. To była tylko jedna, dwie serie na koniec, więc nie zauważyłem różnicy w sile. Jednym słowem, to chyba bez różnicy. A wzięła się ona z chwilowej złości, czy może mobilizacji, bowiem sąsiad z którym jestem skonfliktowany od czasu gdy robił porządek w domu o drugiej w nocy, wyprowadził jeden z naszych rowerów ponieważ w pięciu wynosili meble. To naturalne, że aby zrobić miejsce do wnoszenia lub wynoszenia czegoś przez hol, nie musi pytać, czy może dotknąć mój rower. Intrygowało mnie jednak, czy weźmie go z powrotem. Wyszedłem więc na podwórko w bokserkach i espadrylach, i zapytałem czy już fertig. Wskazałem na rower, odrzekł że jeszcze jeden, dwa kursy, i dumny jestem, że po tym zaproponowałem mu pro forma swoją pomoc. Adrenalinka zeszła a ja w przeciwieństwie do spektaklu jaki odjebałem przed-przedwczoraj po tym gdy upomniał mnie abym otwierał drzwi kluczem a nie barkiem, zachowałem twarz kulturalnego człowieka. I z tym jestem na bakier, a naprawdę chciałbym być dobrym. Nieważne. W systemie C: klatę i bicepsy robić w sąsiedztwie bezpośrednim. Ogólnie lubię ją od niepamiętnych czasów robić z grzbietem. By używać coś tam razem. Tak jak to powiedział Arnold. Cytowałem to przed kilkunastu laty. Można jednak tak trenować bicepsy, że i cała klata się napina. System C. jest też po to, aby trenować barki w jednym dniu z grzbietem. Bo wolę tak wyciskać, abym to czuł wręcz w plecach też. Innymi słowy wszystko jest zmienne. Miałem zakończyć już ten dziennik dwa wpisy temu, sprawiając wrażenie jakby już zawsze miało być trenowane wszystko tak samo. Tymczasem wystarczyła chwila i jedno odczucie, aby na następne 2 miesiące trenować ciutkę inaczej. Wracam do "Czarodziejskiej Góry" Manna. W tym tempie nie zdążę jej oddać. To duży argument aby przestać trenować. Ale wątpię bym kiedykolwiek przed śmiercią przestał.

    Update: jest północ, 11 godzin temu było po pierwszej w dzień, był trening, a na nim myślałem wtedy, o tym, jak będę się czuł później, długo po nim, gdy będę jak teraz wychylał się przez okno, wdychając powietrze. Wyobrażałem sobie nawet balkon w pracy, i momenty gdy będąc na nim spokojnie będę wciągał powietrze. Bez podniesionego ciśnienia, rozbieganego serca, odciążony od presji treningowej. Myślałem o tym, że będę musiał wtedy pomyśleć, że właśnie teraz dzieje się jakby druga część treningu. Nieważne. To naprawdę nieważne. Do steka zjadłem kolby kukurydzy ukradzione z pola. Przezajebistość. To ważniejsze już. Egal już wszystko inne. I egal czy następnego dnia bolą mięśnie które mają być trenowane. Może o to chodzi. Bo to nie zawody. Tylko trening. Może nie chodzi by dać z siebie wszystko, osiągnąć jak największy ciężar. Ale o to by mięśnie jak najwięcej z siebie wycisły. A muszą wiele, gdy już są obolałe. Nieważne czy to słuszne myślenie, ważne że będzie trening. 10 lat temu, 2 czerwca postanowiłem ani grama odżywek i suplementów nie przyjmować. Na 7 lat, wyszło. I co? I nic. Nieważne. To co ważne, jest tam, u ludzi. Ktoś zmaga się z alkoholizmem, ktoś z depresją, ktoś z życiem. A ja? Tylko z ciężarem. Czyż to nie zajebiste? I komu więcej poświęcać uwagi? Sobie samemu? W tych dziennikach? Czy im? Sportretowanym w dokumentach. Dobra, nieważne.
    Odpowiedź z Cytatem Odpowiedź z Cytatem Podziel się na Facebook

  5. #75
    Doświadczony Osiągnięcia:
    Trzech znajomychWeteranTagger First Class10000 punktów doświadczenia
    Avatar Budrys
    Dołączył
    02-01-09
    Skąd
    południe Polski
    Wiek
    34
    Postów
    777
    SOG
    54
    Otrzymał : 80 SOGi w 48 postach

    Domyślnie

    28. sierpnia 2024



    Może - nie wiem - może powinienem to wszystko dokumentować. Pożar może strawić wszystko. A ja nie chciałbym najbardziej - poza swoim kotem, dziewczyną - stracić moich krawatów. Nie chciałbym ich tracić bardziej niż laptopa, ale to jego łatwiej wynieść, z płonącego mieszkania. A wszystko zazębia się w ten sposób, że powód dla którego nie trenuję - to znaczy być może nie będę trenował pojutrze - jest tożsamy z powodem, dla którego powinienem robić zdjęcia tym krawatom. Bym kiedyś mógł, w razie pożaru, je odtworzyć, dokupić, lub kupić bardzo podobne, bo naprawdę czuję z nich dumę. Albowiem (wracając do głównego tematu) jeśli nie będę trenował za dwa dni, to nie zrobię tego dlatego, że nie mam prądu. Nie mogę więc utrzymać diety, mięsa w lodówce, bo jest lato, a ja nie mam prądu. To znaczy mam go, ale co raz się wyłącza, ponieważ coś jest nie tak z bezpiecznikiem; albo raczej to bezpiecznik mówi, że coś jest nie tak. Tak zwane korki wybijają. Może nawet dziesięć razy te korki wybiły dzisiaj. Dzisiaj i dziesięć podobnie brzmią. Tu dz i tu dz. Wybijało je natychmiast po włączeniu, albo po 10 minutach, albo po 3 godzinach. To mieszkanie to katastrofa. Mieszkam w Niemczech, w kraju cywilizowanym, tak zwanego pierwszego świata. Ale to mieszkanie jest tak chujowe, że mam naprawdę realną obawę o to, że ono może spłonąć ze względu na instalację elektryczną. Co mam na myśli - to że trzy kable nad lustrem w łazience wystają? Owszem wystają, czekając na jakieś dodatkowe światło, tylko że ja mam dostatecznie wiele światła z diod. Wstyd się do tego wszystkiego przyznać. Mogę zrobić zresztą zdjęcie, i zrobię, tak jak i robię zdjęcie tych krawatów. A przecież muszę jakoś je wstawić, więc mogę nadal prowadzić dziennik, bo gdzie mam je wstawić, trzymać w telefonie? Który też może spłonąć i nie odzyskam z niego żadnego zdjęcia? Tylko co zostanie w internecie, będzie dostępne. A więc wracając do tematu - a przy okazji, sorry, jeszcze taka dygresja, wracając do dziennika: przecież chciałem przeczytać biografię tego faceta, którego nazwiska nie mogę sobie przypomnieć, a który stworzył film autobiograficzny pod tytułem »Filip«. Wspaniała rola, fantastyczny film. Jestem, byłem, i jeszcze pozostanę pod głębokim przejęciem wywołanym tym filmem, mimo że oglądałem go na jesień, a jest już koniec lata. Mija rok, a ja pamiętam żywo ten film. Był mistrzostwem. Ta rola była też mistrzostwem. W każdym razie, z tego względu (nie mogę przypomnieć sobie za cholerę nazwiska tego autora, choć można to ustalić w 10 sekund w internecie) chciałbym czytać jego dzienniki. On chyba pisał je w wieku lat 33 albo 34, to tyle co teraz ja mam. Po dziewięćkroć bardziej wolałbym jego czytać, niż swoje czytać. Niestety mam tyle innych książek do przeczytania, nawet teraz, w tej chwili, że nie mogę tego robić. Nie mogę teraz wypożyczyć albo kupić dziennika. Mogę - bądź co bądź - prowadzić własny. Wracając do tematu: nie chcę przesadzać, że mieszkanie na Bergwinkelstraße 18 jest aż tak złe, ale jest. Brakuje progu, cokolników tudzież czegoś o podobnej nazwie co łączy estetycznie i praktycznie podłogę ze ścianami, przez co przedostają się robaki, taki same, jakie można zobaczyć na klatce schodowej. Nie ma wśród nich karaluchów, są tylko małe szybkie coś, na które zawsze poluje mój kot. Chuj wie, czy kiedyś nie dojdzie do zwarcia. Chuj wie dlaczego wybija stopki. Gdy walnąłem w ścianę klapkę - zgasło światło. Gdy się wprowadzaliśmy brakowało pokryw na gniazdka elektryczne. WTF. Nieważne, wiadomo, że kompromituję samego siebie, że mieszkam w takich okolicznościach, w takim mieszkaniu. Ale co mam zrobić? Przekroczyć granicę stu kilometrów, które miałbym pokonywać na rowerze w ciągu tygodnia? Sto kilometrów to nie brzmi tak dużo, pewnie że nie, ale sprawdź jaki mam rower, to naj-kurwa-gorszy rower świata. I już teraz pokonuję na nim w niedziele, poniedziałki i wtorki ponad 14 kilometrów do pracy, a potem z pracy. Za cholerę nie pójdę w czwarty dzień tygodnia do pracy. Tak bardzo chciałbym aby ktoś kurwa popatrzył jak wygląda droga z Salmünster do Bellings, jakie jest tam wzniesienie, pierdolone 12 stopni. Nawet kolaże z Tour de France nie mają 12stopniowych wzniesień. Nie jestem w stanie dojeżdżać czwarty dzień do pracy, kurwa. Dojeżdżać 14,3 km. po to aby wziąć szybki prysznic, żeby później kurwa cały dzień pracować, żeby później kurwa pokonać tą samą trasę do domu, i znowu wziąć prysznic w domu. Łupie mnie w krzyżu. Nogi bolą od wysiłku bo nigdy nie daję sobie dostatecznie wiele czasu, tylko zapierdalam na złamanie karku - zresztą za własnym przyzwoleniem - bo wolę żebym pedałował i coś z tego miał, i faktycznie mam. Bo mięśnie dwugłowe ud od pstryknięcia palcem po roku tych jazd są jak dwa grube węże idące po bokach i wyglądają jakby chciały zjeść jabłko w postaci mojego kolana, które optycznie ciągle staje się przez te dojeżdżeniowe treningi mniejsze. A więc kurwa dobrze, wierzę, że nogi wtedy pracują i coś z tego mam, a jakoś nie mam kurwa czasu, aby potrenować inaczej nogi, ani sposobności bo nie mam forsy, żeby iść na siłownię, i nie chcę narzekać. Chcę tylko powiedzieć że tydzień ma 7 dni, ja pracuję 3, a dwa chcę odpoczywać, czytać książkę, wyspać się kurwa, skoczyć na zakupy, wychillować, a pozostałe dwa ciężko trenować, nawet po kurwa cztery godziny, łącznie 8. Osiem kurwa godzin w tygodniu na siłowni. To chyba wystarczy jak na niezawodowca. I dlaczego kurwa nie policzyć, kurwa, godzin, które poświęcam na rower? Przecież to też jak jebany trening. Jedzie się 48 minut do i 38 minut z. Pod warunkiem że się zapierdala. Może więc warto prowadzić ten dziennik w dziale relacji, warto kurwa może po to, aby zachować te zdjęcia tych krawatów które są dla mnie kurwa najcenniejsze, bo może materialnie nie były najdroższe. Tych krawatów kurwa, które lubię zakładać sam dla siebie kurwa, w domu! Kiedy czytam kurwa książkę, kiedy po prostu żyję. Bo co to kurwa za różnica: kupować kolorowe t-shirty, longsleeve, albo przecenione koszule z Wólczanki i Vistuli? Co to kurwa za różnica - założyć na siebie kardigan czy bluzę z kapturem? Jakąż kurwa różnicę znajdziesz w portkach w kantkę z lnu albo dresach? Taką jedynie, że w tym pierwszym o stokroć mi lepiej. Psychicznie lepiej, fizycznie lepiej. I lubię mieć krawat, wyglądać po prostu godnie, godnie samego siebie. Ja nie jestem robakiem, jak te które wchodzą do mnie do mieszkania, do których już się przyzwyczailiśmy, które już nas nie brzydzą, i których czasami nawet nie zabijamy. Bo są kompletnie nie groźnie i bardziej wyglądają jak owady. Nagrywam te słowa na dyktafon, nie wiem jak długo będę je musiał przepisywać. I nie wiem w ogóle, jak kurwa znaleźć na to czas, ale może powinienem od teraz zawsze mieć otwarty laptop(?) mimo że ma już cztery lata. I móc coś do niego dopisać. Może. Nie wiem. Może, powinienem.



    Dziś powiedziałem mamie przez telefon, że wstydziłbym się nawet przed nią, tego gdzie mieszkam. Powiedziałem jednak, wyjaśniłem, że żal mi dołożyć te 150 może więcej, miesięcznie, do wynajmu czegoś odrobinę lepszego. Poza tym prawie nigdzie nie chcą kotów, zwierząt domowych. Ale to prawda, wstydzę się tego gdzie mieszkam, a Natalia wstydzi jeszcze bardziej. Wstydzimy się też sami przed sobą. Ale ona zbiera na mini Coopera i własnego konia. Ja ze swojej pensji płacę wszystkie rachunki, prócz internetu, bo na nim oszczędzam, dlatego te wpisy w relacji pojawiają się nieregularnie. Wolę mieć czas dla siebie. Ja muszę trenować, potrzebuję tego. Dwa dni to niezbędne minimum. Trzy pozostałe to jak trening nóg. Zostają mi jeszcze dwa dni. Chcę chociaż jeden dzień mieć wolny jak każdy normalny człowiek. Jeden dzień w którym nic bym kurwa nie robił. I drugi, w którym tak samo jak w tym pierwszym - czytałbym. Czytałbym i się po prostu cieszył życiem. Coś oglądał, o czymś myślał, nie trzymał diety, nie pakował w siebie 200 czy nawet ponad gram białka.



    Literatura, słowa, są dla mnie takie ważne, ważniejsze niż ciało. To jak dla Natalii marzenie o gorącokrwistym koniu, do którego będzie jeździć mini Cooperem, by mu sprzątać box, a następnie wsiadać na niego. To dla mnie pieprzone marzenia, które spełniam, niemal każdego dnia. W każdym razie każdego tygodnia. Chcę tego co mam. Nie chcę więcej. Może więcej tylko czasu. Kurwa niech już tak będzie. Niech będzie już to mieszkanie, które jest. Trudno, nie narzekam, anektuję tę przestrzeń, za którą płacę. Zamieszczam tylko te zdjęcia, ten wpis, w trosce o krawaty. Bo dobrze jest żyć, po prostu nabierać powietrza, siedzieć na ławce i patrzeć na świat. I to mam wrażenie starają się powiedzieć nam wszyscy, kurwa. Wszyscy. Wszyscy którzy tak naprawdę głosu nie mają, bohaterowie stąd czy stamtąd. Różne postacie, postacie epizodyczne, drugoplanowe. Nie, ja nie pierdolę, w życiu nie liczy się nic więcej, tylko tyle, żeby żyć.



    Może więc - straciłem wątek - ale, może więc ten dziennik, na razie póki co treningowy, powinien zamienić się w dziennik? Bo warto napisać, kurwa, stwierdzić, jak naukowiec, jak doświadczony, że szczęście czasami chyba można mieć bardzo trudno, bardzo ciężko, ale czasami bardzo łatwo. Nie wiem. Coś mi mówi, że to warte napisania. Druga rzecz: ostatnio w pracy tak mi było wstyd, przed pewną wnuczką pewnego dziadka, że nie miałem spodni w kant. I dobrze mi z tym, z takimi rozterkami, że za bardzo zgrubłem, że bardzo zgrubły mi uda bym się mieścił w stare spodnie w kant. I dobrze mi z tym, mówić, że najtaniej można się ubrać w to co najbardziej eleganckie. Bo na wyprzedażach, z outletów w mango można mieć spodnie w kant za 9 euro, gdy są 79% po redukcji, krawaty, z jedwabiu za 30… złotych, heh, może nie teraz, może kiedyś, może parę lat temu, może cztery, ale ja je kupiłem, ja je mam. O, tak dobrze mieć fajną odzież. Może lepiej niż dobre ciało, ale to na nim najbardziej się skupiam (…) *** tu głos jest zbyt cichy, senny, niewyraźny, coś o rezultatach *** (…) Choć widzę co innego po prysznicu, przed pracą, w szatni.



    *** mimo to, po kilku minutach, już po północy, dopowiedziana jest kolejna myśl:

    Napisałem Natalii, na koniec dnia karteczkę, do odczytania rano, gdy będzie szła do szkoły. To taki miły zwyczaj, zostawiać karteczki, albo je znajdywać. Żeby wzięła do szkoły gifflary, bo jej zjem. Ale i tak zostały z całego opakowania tylko dwa. Najgorsze jedynie to - w tym dzienniku - że nie wiem co w nim ważne, a co nie. Co w nim do zapisania ważne.



    Komentarz równy miesiąc później, gdy przepisywałem: prycham, na wpół się cieszę, na wpół żałuję, że zamiast czytać, przepisywałem teraz. Ale to ma wartość. Więc jutro w pracy dowklejam te ostatnie raporty treningowe. I oczywiście co nie trudne do odgadnięcia - tym zakończę aktywność, po raz drugi w życiu, na tym yy, jak to się nazywa? e-gym po prostu. To nie portal. Forum po prostu. Wymarłe. Ćwiczę naturalnie dalej, to chyba jasne jak księżyc, który towarzyszył mi tak ładnie dwa tygodnie temu, gdy wracałem. Ćwiczę dalej, a co nie przećwiczę w ciągu jednego treningu, zbieram na trzeci. Przesunąłem też dni. Ćwiczę w czwartki i piątki. Sobota - pozostałości. Nawet nie po to, by dopiąć. By dograć tę czy tamtą seryjkę, ale by znów być napiętym, z kroplą potu zygzakującą mi po twarzy. Wnuczka tamtego dziadziuśka przyśniła mi się 7 września.
    Odpowiedź z Cytatem Odpowiedź z Cytatem Podziel się na Facebook

  6. #76
    Doświadczony Osiągnięcia:
    Trzech znajomychWeteranTagger First Class10000 punktów doświadczenia
    Avatar Budrys
    Dołączył
    02-01-09
    Skąd
    południe Polski
    Wiek
    34
    Postów
    777
    SOG
    54
    Otrzymał : 80 SOGi w 48 postach

    Domyślnie

    [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]

    [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]

    [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]

    [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]

    [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]

    [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]

    [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
    Odpowiedź z Cytatem Odpowiedź z Cytatem Podziel się na Facebook

  7. #77
    Doświadczony Osiągnięcia:
    Trzech znajomychWeteranTagger First Class10000 punktów doświadczenia
    Avatar Budrys
    Dołączył
    02-01-09
    Skąd
    południe Polski
    Wiek
    34
    Postów
    777
    SOG
    54
    Otrzymał : 80 SOGi w 48 postach

    Domyślnie

    [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]

    [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]

    [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]

    [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]

    [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]

    [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]

    [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
    Odpowiedź z Cytatem Odpowiedź z Cytatem Podziel się na Facebook

  8. #78
    Doświadczony Osiągnięcia:
    Trzech znajomychWeteranTagger First Class10000 punktów doświadczenia
    Avatar Budrys
    Dołączył
    02-01-09
    Skąd
    południe Polski
    Wiek
    34
    Postów
    777
    SOG
    54
    Otrzymał : 80 SOGi w 48 postach

    Domyślnie

    [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]

    [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]

    [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
    Odpowiedź z Cytatem Odpowiedź z Cytatem Podziel się na Facebook

  9. #79
    Doświadczony Osiągnięcia:
    Trzech znajomychWeteranTagger First Class10000 punktów doświadczenia
    Avatar Budrys
    Dołączył
    02-01-09
    Skąd
    południe Polski
    Wiek
    34
    Postów
    777
    SOG
    54
    Otrzymał : 80 SOGi w 48 postach

    Domyślnie

    Trening 31. sierpnia 2024. Opowiem to, co miałem w głowie, bez zbędnych dodatków. Najpierw barki, zacząłem egzotycznie ale potrzebnie. Od unoszenia bokiem w opadzie tułowia. Już wtedy zwiększyłem ciężar. Następnie wyciskanie dwóch hantli. Giąłem się pod zadeklarowanym ciężarem. Nie czułem jego zwycięstwa, wiec dobrze. Potem bicepsy, wzorowo, bardzo dobrze. Klatka, także wzorowo, z dużym ciężarem i takim samym powerem. Nawet zostałem przy ćwiczeniu V-style. Na koniec tricepsy, bez strat w sile, mimo że z dedykowanym ciężarem jak w środku lub poczatku treningu.
    Odpowiedź z Cytatem Odpowiedź z Cytatem Podziel się na Facebook

  10. #80
    Doświadczony Osiągnięcia:
    Trzech znajomychWeteranTagger First Class10000 punktów doświadczenia
    Avatar Budrys
    Dołączył
    02-01-09
    Skąd
    południe Polski
    Wiek
    34
    Postów
    777
    SOG
    54
    Otrzymał : 80 SOGi w 48 postach

    Domyślnie

    3. września 2024
    Ja tak bardzo chciałbym być najlepszy, górować nad innymi, że gotów byłbym, jestem, aby trenować na maxa także i po 70-tce, aby przewyższać innych, co wtedy byłoby już dla mnie takie łatwe. Narazie jednak, wszystko co mogę zrobić, wszystko co jeszcze mogę zrobić poza tym, co już robię, to przestać pić wodę. Zupełnie i na stałe i bez wyjątku. Nawet mineralnej nie powinienem pić. W zamian nieotwarty krąg rumianku-zielonej-herbaty-melisy-dziurawca, a jeśli wody, to z dodatkiem wyciągu z pestek grejpfruta, bogatych w bioflawonoidy. Miałem takie krople z około 12 lat temu. Nawet na treningu powinienem popijać, i do odżywek używać naparów. Czy może się zdarzyć, że jeśli od półtora do trzech litrów dziennie, codziennie, ja pierdole,ja pierdooole, nie umiem składać zdań. Jestem taki wyjebany po kolejnym dojeżdżaniu i wracaniu, że choć doskonale wiem co chcę mówić, to chybocę na boki w tych zdaniach jak pijak na rowerze. Mija dokładnie rok, jak tam pracuję. Można powiedzieć to już mój trzeci rower. Psują się i zużywają. To co ostatnio skleciłem z części z dwóch poprzednich rowerów, jest tak niewydarzone, że koło przednie puszczone luzem zamiast się kręcić, obciera i hamuje. No chamstwo normalnie. Ja jadę, a rower stawia opór podobny do tego, jak gdy wieje w czoło wiatr. Upały nie odpuszczają, słońce również nie, mam już brązowe niemal w porównaniu do białej dupy plecy. Niemal? Ależ one są! I po czym? Po tych 14 kilometrach w jedną stronę trzy razy w tygodniu? Przecież gdy wracam jest już wczesna noc. Dowiedziałem się nade wszystko, że ten rodzaj wysiłku aktywuje kortyzol. Pierdolony kortyzol. Stąd ta krucjata, iście kampania wrześniowa przeciwko hormonowi zabijającemu mi mięśnie, doprowadzającego mnie do kilkukrotnego wstawania w nocy na siku, i odpowiedzialnego po części za boczki i wałki na brzuchu. Chodzę w miejscu. Nie rozwijam się, każdy co prawda niby widzi bicepsy, ale nikt nie wie ile już nimi ugiąłem, ile tysięcy pewnie ton wycisnąłem na klatę, ile wyrwałem z podłogi na ciągach i wiosłowaniu. Szkoda strzępić palcy. Ja za rok będę taki sam jak dziś, i za pięć będę też tak wyglądał jak teraz, bo choćbym nie wiem ile ćwiczył, skończę jak głupia mucha chodząca w kółko po suficie, gdyż kortyzol zje mi co chwilowo zdobędę na treningu. Winne między innymi te górzyste podjazdy do pracy, te strumyki potu lejące się w codziennej - od niedzieli do wtorku - katordze. Kortyzol. Największy wróg. Różaniec górski, takie zioło ponoć, ashwagawanda, i to co napisałem na początku. Czemu nie słuchałem organizmu wcześniej? Całe życie w Polsce chlałem zieloną herbatę, w Niemczech prawie wcale jej nie robiłem. Teraz muszę zalewać się melisami, szukać tej ashwagawandy, tłumaczyć jak jest po ichsiejszemu dziurawiec. Na dodatek pić rumianek, którym zwykłem przemywać tylko twarz, ale broń boże nie chlać. To cios. Że człowiek się dowiaduje, połapuje, upewnia. Ale lepiej wiedzieć. Na pytanie czy to ma sens… Czy warto dalej ćwiczyć, tyle czasu, tyle godzin na to poświęcać. Tyle trudu, jedzenia, kradzenia. Na litość boską. Ale nawet promyk nie dochodzi by pomyśleć o zmianach na serio. Czemu? Nie wiem. Bo mam co robić. Mam wręcz co lepszego od siłowni robić!!! A jednak nawet jakby to miało być samozjadanie się mięśni, błędne koło, czy co tam kurwa, to i tak nadal będę tyle samo ćwiczył. Dlaczemu? Bo czasem psycholodzy twierdzą, że chłopiec musi mieć kogo podglądać, na kim się wzorować, od kogoś przejmować przykład, a ja miałem tylko telewizor i wideo. I kasety i wiedzę jak nagrywać brutalne filmy lecące gdy mama już śpi. Od najmłodszych lat wielbiłem twardzieli. Strzelanie, wygrywanie. Zawsze chciałem mieć tatuaże. Który twardziel z kina nie jest umięśniony? Jean-Kląd van Damme? Sylwester Stalone? Chłopaki z AirAmerica? Może Chuck Norris? Nie mając ojca ani dziadka ani starszego brata ni wujka ni nikogo, wiedziałem jedno: facet, mężczyzna, gość - to ten w telewizorze. Jean Reno, z Leona. I tak dalej i dalej. Nawet kumple nie mieli ojców. Ni Gimek ni Szczurek. A na pijaków z naszej dzielnicy nikt nawet by nie spojrzał jako na gości do naśladowania. Zorro, nawet bajki, Batman. Tak wszędzie był kult męskości, siły, mięśni, przystojności, wytrwałości. Ale też dżentelmeństwa. Nie każdy zostanie bokserem jak Rocky. Nie każdy komandosem jak Rambo. Ale ich postacie zostają i nie mam, kurrrrrrrrrrrrwa, nie mam siły ani zamiaru spierdolić się jak jakiś spaślak. Nie mam ochoty być miękką dupą. Ale dobra, to nie o tym miało być. 17 lat ćwiczę i sam nie wierzę że osiągnę co chcę. A ćwiczę. Wbrew rozumowi i logice. Lecz jeśli można coś, cokolwiek lepiej zrobić, pić zioła, bo na sterydy nie spojrzę, to natychmiast… co? co natychmiast zrobiłem? ugotowałem wodę, podciąłem maszynką włosy z tylu głowy, i zamiast do pracy wyjechać o 12:10, wyruszyłem o 12:43. Ciekawe czy pijąc aż tyle bursztynowo brązowej wody mogę podrażnić żołądek. Mam prawie 35 lat, żadnych ujawnionych chorób, nie przyjmuję żadnych leków. Nowa szefowa dwa razy zapraszała mnie na papierosa. Nie skorzystałem. Na nowym rowerze, składanym z tamtych dwóch, nie działają wszystkie przerzutki. Już wcześniej zaobserwowałem, że po pierwsze kolarze więcej ruszają udami, ja wolę stawać na pedała i cisnąć jakby to była suwnica. Po drugie gry się pedałuje można tylko naciskać i pracować głównie czwórkami, albo uruchamiać dwugłowe ud odprowadzając jakby pedało do tyłu i do góry. Czyniąc ruch synergicznym dla przeciwnej nogi. Teraz z konieczności pedałuję jak oni. Łeb mnie napierdala, nienawidzę lata. Co najgorsze: nie zamieniłbym rowera na samochód. Zjeb zjebany do końca ze mnie. Mimo że kto inny ma predyspozycje do treningów dużo lepsze. Przykładowo szef kuchni, najlepszy kucharz w Niemczech. Herr Wolf. Wilk. A ja muszę jakoś nasypywać do czegoś kurkumę z pieprzem. Chciałem ją kupić dwa tygodnie temu w tabletkach, ale 9 euro to za drogo by kupić, a za tanio by kraść. Co do tego ostatniego, jest jedna zasada twardzieli: nigdy nie okradaj ludzi. Przenigdy. Cokolwiek im masz ukraść możesz ukraść w sklepie. Jeśli cie na to nie stać, jesteś frajerem, i jak ukradniesz coś komuś bo łatwiej - jesteś przegrany. Dwa razy mi już zajebali światełko z rowera. Boże jak to brzmi. Światełko! coś jak Bergchen pod który muszę podchodzić podjeżdżając do Bellings. Bergchen. Górka.
    Odpowiedź z Cytatem Odpowiedź z Cytatem Podziel się na Facebook

Tagi dla tego tematu

Uprawnienia

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •