Nigdy nie pisałem tego na forum, ale jakiś czas temu miałem problem z bardzo uciążliwą chorbą.
Mając 11 lat dostałem ataku drętwienia całego ciała. Zaczęło się od drętwienia okolic ust i podbródka, po czym rozpowszechniło się ono po całej głowie, obejmując również podniebienie i gardło. Miałem nieco problemów z przełykaniem i oddychaniem.
Po kilkunastu minutach uczucie dosięgło rąk, następnie klatki piersiowej i nóg. Nie byłem w stanie chodzić, wywracałem się.
Okropne osłabienie mięśni i ruchów.
Pojechałem do szpitala, stwierdzili, że to na tle nerwowym, wróciłem do domu, męczyłem się dalej - przeszło samoistnie.
Później aż do wieku 17 lat miałem ciągłe ataki tego syfu. Raz większe, raz mniejsze.
Najbardziej hardkorowe ataki skutkowały nawet zaburzeniami widzenia, krztuszeniem się, opuchlizną na ustach, bólem jaki występuje po specyficznym drętwieniu i szumem w uszach.
Lekarze próbowali mi wmawiać chore zatoki, a najczęściej nerwicę. Dostawałem końskie dawki leków na nerwy, mimo iż tak na prawdę ich nie miałem, oczywiście nic to nie dawało.
Wielokrotnie budziłem się rano, bądź w nocy z tym chamskim uczuciem!!!
Znalazłem się w szpitalu. Stwierdzono silną niedoczynność tarczycy (usprawiedliwiona wiekiem - 14 lat) i lekkie nadciśnienie. Zmian w mózgu i krwi nie stwierdzono. Odrzucono alergię pokarmową oraz inne. (Z resztą rok temu objawów nie było, cały czas jestem też na stałej diecie).
Od 17 roku życia nastąpił całkowity zanik ataków... wróciły kilka dni temu. Powrót do koszmaru?
Dzisiaj siedzę cały zdrętwiały, że aż wykrzywia mi ryj. Objawy występują cały dzień, są umiarkowane. Niegdyś ataki trwały od godziny do kilku godzin, w porywach do kilu dni.
Co o tym sądzicie, spotkaliście się kiedyś z czymś podobnym? Dodam, że nigdy w życiu nie boli mnie głowa, nie znam tego bólu.
Więc chyba migrena, itepe wykluczona.
Nie przejmuję się tym tak, bo nauczyłem się tego bólu, ale przeszkadza mi to w normalnym funkcjonowaniu.